*Keyla*
Szybko schowałam telefon do torby,
i zdecydowanym krokiem ruszyłam przed siebie. Minęłam Irytującego (mimowolnie
zaczęłam go tak nazywać w myślach) i wyszłam na chodnik. Mój towarzysz niczym
cień poszedł za mną.
- Musisz za mną iść? – spytałam po
tym jak skręciłam w lewą stronę, a Jacob lekkim krokiem ruszył w moje ślady.
- Hmm.. myślę, że zamiast „muszę”
bardziej pasuję tu „chce”. – powiedział oglądając się za cycatą blondynką, która
rozmawiając przez telefon, i prowadząc jakiegoś szczura spod suszarki właśnie
nas minęła. Wywróciłam oczami.
- Nie odpowiedziałeś na moje
poprzednie pytanie. – zagadnęłam. Jeśli już musi za mną łazić, to przynajmniej
chce się dowiedzieć coś na jego temat. Przecież słuchanie szalonych ludzi to
moje hobby.
- Wiesz – zrównał się ze mną
krokiem. Był dobre trzydzieści centymetrów wyższy ode mnie. – ty na moje
również. Spojrzałabym się na niego jak na wariata, gdybym nie robiła tego od
kilkunastu minut.
- Taak?
- Zapytałem cię o twoje imię. –
uśmiechnął się szeroko, a ja znowu wywróciłam oczami. Przez niego zostanie mi
taki tik!
- Może odpowiedź za odpowiedź? –
spróbowałam.
- To wydaje się być uczciwe. To
jakie miałaś to swoje pytanie?
- Zapytałam cię, dlaczego
wynosiłeś mnie nieprzytomną przez okno. – powiedziałam, i kątem oka wychwyciłam,
że się skrzywił. Byliśmy już prawie przed szkołą.
- Wiesz, to dość długa historia, a
ja na 99 procent jestem pewien że w nią nie uwierzysz.
- Dajesz.
Westchnął, rozejrzał się dookoła,
po czym pociągnął mnie na najbliższą ławkę wolną od białego puchu. Posłusznie usiadłam na niej. Jak mały piesek skarciłam się w myślach.
Jake zajął miejsce obok mnie i po głębokim wdechu rozpoczął opowieść.
- Dla ciebie zabrzmi to
niewiarygodnie - zaczął – ale to co mówiłem wcześniej jest
prawdą. Jestem Nocnym Łowcą, i pochodzę z równoległego świata. Świata Nocy. –
przerwał widząc moją twarz.
- Mów dalej. – powiedziałam.
- Wysłano mnie tutaj – znowu podjął
się wyjaśnień, patrząc mi prosto w oczy – żebym znalazł ciebie. Chcesz się
pewnie zapytać, dlaczego akurat ty? Widzisz, u nas, w Świecie Nocy jest jedna
legenda. Opowiada ona…
- Jedna legenda? Tylko jedna? –
zapytałam zaskoczona. To wszystko brzmiało szalenie, ale co mi zaszkodzi
posłuchać.
- Mówię ci że jedna. – zdenerwował
się – Wracając, według niej Bóg po stworzeniu ludzi i Istot czyli mieszkańców
Świata Nocy, dowiedział się, że część stworzonych przez niego zbuntowała się i
nie wierzyła w niego.
Bóg przeklął ich, zamieniając w
demony. Szybko okazało się, że stały się one niebezpieczne. Jako że ludzie byli
zbyt słabi żeby się przed nimi obronić, to Istoty Świata Nocy przyrzekły Bogu,
że będą walczyć przeciw demonom w obronie własnej i ludzi. Stwórca w zamian za
ten akt odwagi, obiecał im Klucz do pokonania demonów. Powiedział Istotom, że
ukrył go w Świecie Dnia.
Od tamtej pory do Świata Dnia,
czyli świata ludzi, wysyłani są moi pobratymcy na Misję odnalezienia Klucza. Do
pewnego czasu było to szukanie igły w stogu siana, bo jak wyczuć który człowiek
ma moc? Dopiero kilka lat temu odnaleziony został Kamień Nocy. Dzięki niemu cię
znalazłem. Ty jesteś Kluczem. –
zakończył z uśmiechem.
Gapiłam się na niego z otwartymi
ustami. Gdyby ktoś zrobił mi teraz zdjęcie, to wyszłabym jak niedorozwinięte
dziecko.
- Że niby ja mam uwolnić te dwa
światy od demonów? – upewniłam się. Gdy Jacob pokiwał głową, wybuchnęłam śmiechem
tak gwałtownie, że spadłam z ławki. Leżąc już na ziemi, nadal rechotałam, a
chłopak patrzył na mnie z powątpiewaniem.
- Mówiłem, że nie uwierzysz.
Dobrze, że mogę użyć siły żeby cię zaciągnąć do Świata Nocy.
Momentalnie się ogarnęłam i
zerwałam na nogi.
- Nigdzie z tobą nie idę! Jesteś
walnięty.
- Wiesz co? Łatwo mogę ci
udowodnić, że to co mówię to prawda. – stwierdził i zaczął szperać po
kieszeniach.
- Jasne, zaraz może wyciągniesz
mój list z Hogwartu, co?
- Twój co? – zamarł w bezruchu i
spojrzał się na mnie jak na kosmitkę. Hej, to nie ja opowiadałam o demonach i
kluczach! - Z resztą nie ważne. To zdradzisz mi swoje imię?
Prychnęłam.
Prychnęłam.
-Keyla Night, jeżeli już musisz wiedzieć. Słuchaj, ja rozumiem że ty... - przerwałam w pół słowa, bo usłyszałam sygnał wiadomości. A niech to,
Nate! Kazał mi jak najszybciej przyjść do łazienki, a ja urządzam sobie
pogawędki z obcym chłopakiem na temat innych światów. Wyciągnęłam telefon, po
czym bez pożegnania wbiegłam po schodach do szkoły.
***
Mam nadzieję, że masz dobre usprawiedliwienie. Tak brzmiał sms od
Nate’a. Co się mogło stać? Przez telefon brzmiał dziwnie, jakby się bał. Ta
wiadomość też nie była za wesoła. Czym prędzej pobiegłam do męskiej toalety, i
korzystając z tego że lekcja się już zaczęła, a korytarze opustoszały, dotarłam
na miejsce.
Wbiegłam jak najszybciej do
środka. Rozejrzałam się dookoła, aż napotkałam swoje rozbieganie spojrzenie w
lustrze.
- Nate? Gdzie jesteś? – zawołałam.
- Tutaj. – głos dobiegł zza moich
pleców. Odwróciłam się, żeby zobaczyć mojego przyjaciela wychodzącego z kabiny.
Wyglądał normalnie, pomijając to że był bez koszulki. Nie wiedzieć czemu, zarumieniłam
się na ten widok. Przez treningi siatkówki miał niezły kaloryfer, a ja jednak z
kamienia nie jestem. Szybko zakryłam czerwone policzki.
- Więc o co chodzi? – spytałam.
Dostrzegłam w jego oczach wahanie. Ponagliłam go spojrzeniem, i po ciężkim westchnieniu, bez
słowa wyjaśnienia zaczął się obracać. Chwilę później stał do mnie plecami.
Ogarnęłam go wzrokiem. I o co tyle szum…
Z gardła wyrwał mi się cichy
okrzyk. Podeszłam do niego bliżej, na wyciągnięcie ręki. Dół pleców Nate’a
pokrywał krwistoczerwony wzór, przedstawiający jakieś pokręcone linie, które
kończyły się niedaleko łopatek. Podniosłam drżącą rękę, i przejechałam po nim
dłonią. Nie przywidziało mi się, naprawdę tam był.
- Od kiedy masz tatuaż? –
zapytałam zszokowana.
- O to chodzi, że rano go nie
było. – odpowiedź Nate’a mnie przeraziła. W lustrze widziałam jego żałosną
minę.
- Ciekawe. – rozległ się głos z okolicy drzwi wejściowych
– Teraz już wierzysz w moją opowieść?
---
Wesołych Świąt!